Jak wspomniałem we wprowadzeniu, trenuję z Max Capacity od drugiej połowy 2013 roku. Było kilka przerw spowodowanych siłą wyższą, różne niezależne ode mnie wypadki. Powodowały one, że wolałem zaczynać treningi od początku (od dnia 1) zamiast kontynuować niezgodnie z realną formą. Dodatkowo w każdym kolejnym rozpoczęciu uwzględniałem poprawki, dzięki którym starałem się unikać nadmiaru euforii i prowokować kontuzji lub nadmiernego zakwaszenia.
Myślę, że był to dobry pomysł. Teraz jestem po dwutygodniowych wakacjach. Przed nimi prowadziłem 2gą serię Max Capacity oraz dodałem 3cią, znów od początku, pomiędzy dniami serii drugiej. A to dlatego, że nie obserwowałem postępów o jakie mi chodziło i chciałem łatwiejszymi ćwiczeniami z początku programu treningowego wesprzeć kondycję i uzyskać lepsze rezultaty w głównej serii.
To okazało się trafnym rozwiązaniem i przed samym wyjazdem uzyskałem na prawdę dobrą formę. Po tych dwóch tygodniach innej diety i trybu życia, dość aktywnego, bo ponad 60% to całodzienne zwiedzanie, a reszta to pływanie no i oczywiście leżak, wracam do treningów.
Dziś był więc znów dzień 1szy całego programu, tak na rozgrzewkę. Natomiast dalej będę prowadził serię nr 2, która zatrzymała mi się na dniu 11. Organizm pracował nieco ociężale po tej przerwie, nie wróciłem jeszcze do właściwego odżywiania oraz nie odespałem. Natomiast wyniki nie były gorsze. Poprawiłem i czas i ilość powtórzeń.
W porównaniu np. do pierwszego dnia kiedy startowałem z Max Capacity czas poprawił się o połowę - kiedyś nie mogłem zmieścić się w tych 16 minutach, było 40, czasem 44 ;). Kiepsko! Dzisiaj za to zamknąłem się w około 18 minutach i podniosłem także ilość powtórzeń. Dodatkowa różnica jaką zauważam z radośćią to zupełnie inny stan organizmu po treningach. Początki były ciężkie i resztę dnia po treningach chodziłem ospały, trudno było się zmusić do jakiejś aktywności. Najchętniej bym właśnie pospał;) Na drugi dzień, to samo plus zakwasy przez następne 3 dni lub więcej.. nie było łatwo wrócić do ponownego trenowania. A niby to takie krótkie, proste i łatwe, tylko 16 minutek dziennie.
Teraz w końcu nie dość, że zamykam się w sensownym czasie i podnoszę poprzeczkę, to zaraz po Max Capacity nie leżę jak rozdeptany kapeć, czuję zadowolenie, mogę popracować a nawet wyjść na rower, chociaż w tym przypadku nie jestem w stanie wspiąć się na wyżyny. Mimo wszystko ten trening jest mocno wyczerpujący.
Oczywiście duży wpływ ma teraz moja dieta, gdyż z każdym dniem odkrywam coś nowego, a internet pozwala weryfikować to na bieżąco.
Pomiędzy treningi Max Capacity wplotłem także treningi siłowe na budowę masy. Nigdy się specjalnie nie interesowałem zależnościami między typem kalorii przed czy po treningu lub też rodzajem treningu a optymalnym żywieniem. Kiedyś po prostu co się zjadło to się spaliło. Wiek jednak wpływa na przemianę materii i te same efekty co kiedyś nie jest łatwiej uzyskać nie korygując diety. Na szczęście i tu jest masa materiałów w internecie.
Jeśli chodzi o postępy w treningu Max Capacity:
1 raz z Mac Capacity czyli pierwszy dzień zakończyłem z następującymi rezultatami (2013)
Squats - 36 do 24
Push Ups - 20 do 10
Lunges - 25 do 20
Plank Bridge - 50
Z tego co pamiętam (jeszcze niestety nie prowadziłem zbyt dokładnych notatek) trwało to powyzej 30 minut, może nawet 40. Cóż kondycja kiepska była, dodatkowo chciałem się zmieścić w czasie, jednocześnie bić rekordy i to wszystko razem nie było do pogodzenia.
Dzisiaj ten sam trening zajął mi około 18 minut, po wspomnianej 2 tygodniowej przerwie wakacyjnej. Pobiłem jednak właśnie sam czas oraz ilości powtórzeń i ich formę, mimo, że nie dałem z siebie 100%.
Squats - 32 do 34
Push Ups - 17 do 22
Lunges - 26 do 30
Plank Bridge - 50
Niby różnica liczbowo niewielka, ale kluczem jest tu dla mnie zrobienie wszystkiego dużo szybciej, z mniejszym wycieńczeniem i poprawionymi lub utrzymanymi wynikami.
Tak więc w tym tygodniu wracam do swoich nawyków żywieniowych i reżimu treningowego. Zobaczymy co będzie dalej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz