środa, 22 października 2014

Ćwiczymy ramiona, plecy i brzuch

Jak nie HIIT to co?

Znów wypadł mi trening Max Capacity przez zbieg okoliczności. Dodatkowo poparły to jeszcze nie zregenerowane mięśnie klatki i bicepsu. Tak więc, po dniu przerwy, odpaliłem ponownie trening siłowy, tym razem na mięśnie ramion.

W stosunku do poprzedniego razu poprawiła się forma i mniej bolał lewy bark. W kolejnym treningu ramion podniosę więc delikatnie obciążenie na hantlach, lub urozmaicę same ćwiczenia, jeszcze nie wiem co wybiorę.

Na trening interwałowy HIIT nie miałem aż takiej energii więc dodałem, po raz pierwszy, podciągania w szerokim nachwycie, na drążku. Od dawna tego ćwiczenia nie wykonywałem, a właściwie baardzo dawna. Jeśli już to w wąskim podchwycie. Poprzednio robiłem więc około 20 podciągnięć (podchwyt). Aktualnie to około 5 wypoconych. Jest to ważne ćwiczenie pleców, także brzucha, korpusu i rąk, więc nie mogło zabraknąć go w programie, nadszedł już najwyższy czas.

Z uwagi na świadomość, że każda nowość potrafi nieźle dać w kość, podszedłem do tego z umiarem jak i do kolejnych rund treningu Max Capacity. Mój organizm lepiej się przystosowuje w stopniowym progresie niż nagłym ataku. Szkoda mi potem kolejnych dni na zakwasie albo wystapienia przypadkowej kontuzji.

Dla sprawdzenia wykonałem tylko około 3 serii po 5 podciągnięć, niektóre wspierając się na krześle, by ocenić jak to wygląda na dziś. A wygląda słabo. Ale wiem, że dojdę do swoich 20tu powtórzeń, a może więcej, zależy od masy.

Podciągnięcia na drążku dla początkujących prezentuje wesołek Scooby1961



Na koniec wykonałem kolejny raz sześciopak Weidera (nr 1) i w końcu zrobiłem to w całości jak należy. Niby takie śmieszne ćwiczenie ale dawało nieźle popalić. Zrobię je jeszcze raz i przejdę do dnia nr 2.

Dzień treningowy zakończył się pozytywnie, sukcesem, mimo niewielkiego obciążeni fizycznego. Lekki dołek psychiczny i napięty plan dnia nie pozwoliły mi na wykonanie czegoś bardziej odlotowego.

Dzień I po. Pisząc z perspektywy następnego dnia.. rano powitały mnie niespotykane zakwasy mięśni brzucha i tylnych części ramion na całej linii od łokcia wzwyż. Cóż, nie Weider to zapewne, a nowość czyli podciąganie na drążku. Dobrze, dziś dzień wolny, a jutro, jak los nic głupiego znowu nie wymyśli.. poleje się pot!

Dzień II po. ... Niestety 2 dzień po treningu a tu ciągle ból, ledwo można wstać z łóżka czy podnieść rękę wyżej głowy. Nie poruszam się i dziś aktywnie hehe. Całe szczęście przezornie nie poszedłem na całość z tymi podciągnięciami bo dopiero bym miał bal.
Z ciekawości wracam więc do biologii i anatomii sprawdzając co mnie tak właściwie boli. Wychodzi na to, że głównie mięśnie najszersze grzbietu i obłe. Triceps i brzuch powoli wracają do zycia. Staram się więc wysypiać, dobrze jeść, nawadniać i smarować różnymi maściami.

Dzień III po. No... jest lepiej, mogę sięgnąć rękami tu i tam, łatwiej się podnieść z wyrka. Nadal czuję ciągnięcie w tych samych partiach mięśniowych, co wcześniej. Odpuszczam dziś jednak po raz 3ci, bo Max Capacity wymaga stabilizacji ciała, a bolące mięśnie biorą w tym udział. Robię sobie więc 3 dzień wakacji. Od jutra wracam do HIIT natomiast, podciąganie przesunę na razie o conajmniej + 3 dni. Nie spodziewałem się takiego uderzenia w mięśnie ;)
Ale nie odpuszczę, nie ma mowy.

2 komentarze:

  1. nie odpuszczaj :) trzymam kciuki i choć to chwilowo nie dla mnie trening to z chęcią czytam Twoje posty :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och dziękuję, miło mi. Właśnie obejrzałem na youtubie kobitkę, która ostro ćwiczyła w ciąży i po - p90x. Byłem pod wrażeniem, strach, żeby nie zgubiła gdzieś dziecka po drodze;) Dziś był wreszcie trening, podwójny. W końcu będzie co napisać

      Usuń