Zakwasy - co robić??? Jak żyć???
Forma wraca, intensywność ćwiczeń również, bark, 4ty tydzień po kontuzji, zachowuje się już całkiem przyzwoicie. Wygląda na to, że nie było to żadne uszkodzenie kostne ani naderwanie ścięgna / mięśnia. Nie było też żadnych krwiaków.
Stąd wczorajszy trening przyniósł dziś prezent w postaci zakwasów. Po poprzednim jeszcze odczuwałem nogi i bicepsy, ale była to ostatnia faza. Najczęściej zakwasy utrzymują mi się około 3 dni. W dniu trzecim mogę już startować ponownie z daną grupą mięśniową, gdybym koniecznie chciał własnie ją trenować.
Czasem czekam dłużej, bo regeneracja mogła się jeszcze nie zakończyć, a jest masa innych partii gotowych do ćwiczeń. Najdłużej męczą mnie przeważnie zakwasy w nogach, często do 7 dni, a po ostatnim podciąganiu tak samo długo bolały okolice mięśni brzucha.
Po rozgrzewce wykonałem najpierw program z dnia 15go Max Capacity. Trudny zestaw, 2 ćwiczenia na nogi, dynamiczne, związane z podskokami Jump Kicks oraz Snowboarder's 180, jedno ćwiczenie na korpus i trochę nogi, aczkolwiek czuje się je jakby angażowało całe ciało - Plank In & Out i ostatnie ćwiczenie to Dive Bomber. Niestety musiałem je zmienić, by nie narażać jeszcze barku. Zamiast niego włączyłem Supermena.
No cóż... z 16 minut zrobiło się 40. Głównie dlatego, że to moja metoda optymalizacji tych treningów, kiedy nie daję do końca rady. Zamiast robić mniej powtórzeń, byle potem odpocząć w 10 sekundowej przerwie, robię ich maksymalne ilości, ile fabryka dała i potem muszę dłużej odczekać.
Preferuję tą wersję i znakomicie mi się ona sprawdza, progres jest niezaprzeczalny i kolosalny, jak już to wielokrotnie podkreślałem. Z czasem i tak dojdę do tych 16 minut, więc wolę ćwiczyć zgodnie z ideą HIIT (intensywnych interwałów) niż oszukiwać sie, że zaliczyłem kolejny trening we właściwym czasie.
Jak już wyzionąłem ducha, po 10 minutach przystąpiłem do pierwszego po przerwie, prawie 4 tygodniowej, treningu z hantlami. Na warsztat poszła klatka i ramiona. Najpierw 5kg na rozpiętki na podłodze (Dumbbell Flyes), by sprawdzić czy nic nie przeskakuje w lewym barku i ramieniu oraz uświadomić mięśnie co mają robić. W dwóch pozostałych seriach zwiększyłem ciężar do 10kg. Nic nie bolało, trochę nierówno bark pracował, ale może to moja kompensacja innymi mięśniami miała na to wpływ.
W każdym razie kolejne ćwiczenie na klatkę, Dumbbell Press czyli wyciskanie, też na podłodze, by ograniczyć ruch barku, po 8 ~ 12 powtórzeń, raz z niwielkim, 10kg obciążeniem na hantel, potem 3 serie z 20kg hantlami. Poszło całkiem nieźle, bez bólu.
Dodałem więc jeszcze 2 ćwiczenia, unoszenie hantli siedząc, ale tylko po 5kg na rękę. Zbliżałem się do pozycji, w której przedtem bark lubił mi dokuczać. Drugie ćwiczenie to boczne unoszenie sztangielek, też po 5kg na rękę. Cóż, kiepski to ciężar, ale przez cały trening miałem stracha czy znów mnie bark nie zaskoczy i nie strzeli bez powodu. W końcu kontuzja objawiła się poprzednio rano, po przespanej nocy, a nie po treningu.
Nic złego jednak nie nastąpiło, odrobinę lewy kapturowy dawał o sobie znać, takim lekko pulsującym, tępawym i bólem. Coś jakby lekkie skórcze. Być może obudził się w nim apetyt na odreagowanie.
Zakończyłem ćwiczeniem testowym na brzuch, standardowo z 6 ABS. Dzisiaj sporo więc zakwasów, klatka, dawno nie używana, biceps, triceps, przedramiona, plecy i odrobina nogi. Jak u emeryta hehe;) Jutro będę mógł więc trenować dalej. Dziś zrobiłem sobie dzień odpoczynku, regeneracji i pilnuję zbilansowanej diety.
Odżywianie i woda to jedyne moje rady na skrócenie efektu DOMS czyli popularnych zakwasów. Wielokrotnie przeszukiwałem internet pod tym kątem, żadne sposoby na zakwasy jak masaże, kąpiele wodne, jakieś wcierania, suplementy, lekkie treningi itd. mi nie pomagają. Tylko jedzenie, picie i sen. Każdy organizm jest inny, więc być może ktoś odczuwa ulgę stosując inne metody, ja niestety nie :-/
Najważniejsze, że z czasem te same ćwiczenia przestaną dawać efekt tzw. opóźnionej bolesności mięśni przy jednoczesnym zysku w kondycji i będzie można podnosić poprzeczkę. Co wywoła ... kolejne zakwasy;)
Jak nabrać siły, mięśni i energii - Max Capacity Trening - mój progres. Sport i Zdrowie
czwartek, 27 listopada 2014
wtorek, 25 listopada 2014
Opryszczka wargowa a trening
Co wywołuje opryszczkę?
Przemęczenie, brak snu, stres, zimno, ciepło i więcej dziwnych i niegroźnych z pozoru sytuacji. Uaktywnia to wirus, który się kiedyś złapało, a pozostaje on raczej na zawsze.
To prawdziwe przekleństwo. Maści nie działają, antywirusowe tabletki chwilowo, albo podczas ich brania... a tu nadchodzi czas treningu! To zwykłe "zimno", ten głupi wirus, na którego nikomu nie chce się wynaleźć leku, cholernie uprzykrza życie...
To nie jest jedynie strupek na ustach. Człowiek jest ospały, ociężały, słaby, zniechęcony do jakiejkolwiek aktywności. Paskudna sprawa. Dzisiaj 4ty dzień jak się przechłodziłem, a może przegrzałem, delikatnie jak zawsze. Niewiele potrzeba. Dołożyło się kilka niedospanych nocy i hello oprycha.
Mimo podłego nastroju i ogólnej słabości zdecydowałem jednak odbyć kolejny trening Max Capacity. Zwłaszcza, że ostatnio przeleciały mi przez palce 3 tygodnie przez kontuzję barku. Pech to pech.
Dzisiaj była kolej na dzień nr. 14. 4 ćwiczenia w formule Tabaty.
Diamond Push-ups, czyli pompki z dłońmi blisko siebie, robiłem na razie na zmianę z wersją łatwiejszą, tzw. kobiecą. Bałem się o bark. Wykonane około 6 - 10 powtórzeń.. słabo, ale muszę na razie uważać.
Wall Squat czyli przysiad przy ścianie, 20 sekund na luzie. Każde ćwiczenie x 8 z przerwami po 10 sekund.
Side Tri Rise ... unoszenie bokiem na jednej ręce leżąc, na triceps. Tu też się oszczędzałem, 8-10 powtórzeń w serii.
Mountain Climbers ... w końcu mogłem dać ognia. 40 do 60 powtórzeń na 20 sekund. Pamiętam, pierwszy raz gdy wykonywałem to ćwiczenie, ledwo powłóczyłem nogami. W 50 sekundach ledwie 20 razy, po jakimś czasie 60 na 50 sekund. A dzisiaj wynik rewelacyjny. Postępy w tym ćwiczeniu są błyskawiczne.
Całość 18 na 16 minut czyli znośnie. Dodałem także ćwiczenia na biceps. A to dlatego, że ostatnio natknąłem się na ciekawe opinie o pozytywnym działaniu intensywnych interwałów przed treningiem siłowym. Że niby HIIT podbija testosteron i ogólnie daje niezły HAJ, co sam odczuwałem już wcześniej. Czemu więc nie wykorzystać tego zjawiska.
Poszło nieźle. Oczywiście znowu oszczędzałem bark i użyłem jedynie hantli o ciężarze około 10kg. Nie ma co się śpieszyć. Na koniec wykonałem w bardzo dobrym stylu dzień 1szy z 6 ABS Weidera. Chyba mogę w końcu wejść na dzień drugi.
Liczenie kalorii z Myfitnesspal wreszcie ruszyło ten wredny zastój w odtłuszczaniu i z mojego planu zejścia ćwiczebnie o 2 kg w dwa tygodnie, zostało 1.3kg ( dzisiaj po 7 dniach ). Po ćwiczeniach dodaję odpowiednią ilość kalorii do bilansu, bo i tak jestem na deficycie, więc nie ma co się wpuszczać w kanał i pozwalać organizmowi myśleć, że występuje nadmierny brak pożywienia.
Ogólnie trening zajął mi dzisiaj trochę za dużo czasu, 1 godzina 30 minut. Ale to kolejny etap na drodze do sprawnego barku. W dużej mierze "zimno" nie pozwalało mi wejść na wyższe obroty, z doświadczenia wiem, że przemęczenie się w tym stanie, zwłaszcza wejście w zbyt wysokie tętno, bardzo łatwo może doprowadzić do pogorszenia się stanu zdrowia, np. pełne przeziębienie, kaszel i katar. Także... trzeba się pilnować.
Na tą chwilę jest jednak lepiej, na razie ogólne osłabienie nie dało o sobie znać, mimo, że na ustach nadal siedzi obcy. Wstając z łóżka pilnowałem, by znowu coś mi nie przeskoczyło. Wygląda, że trening nie był zbyt forsowny i nie dokucza mi ból w kontuzjowanym barku. Być może nie było to tak groźne na jakie wyglądało.. oby..
Muzyka podczas treningu
Jeden z kawałków, który mnie ratuje gdy kompletnie opadam z sił, a jednocześnie wiem, że muszę więcej i chcę więcej!
Przemęczenie, brak snu, stres, zimno, ciepło i więcej dziwnych i niegroźnych z pozoru sytuacji. Uaktywnia to wirus, który się kiedyś złapało, a pozostaje on raczej na zawsze.
To prawdziwe przekleństwo. Maści nie działają, antywirusowe tabletki chwilowo, albo podczas ich brania... a tu nadchodzi czas treningu! To zwykłe "zimno", ten głupi wirus, na którego nikomu nie chce się wynaleźć leku, cholernie uprzykrza życie...
To nie jest jedynie strupek na ustach. Człowiek jest ospały, ociężały, słaby, zniechęcony do jakiejkolwiek aktywności. Paskudna sprawa. Dzisiaj 4ty dzień jak się przechłodziłem, a może przegrzałem, delikatnie jak zawsze. Niewiele potrzeba. Dołożyło się kilka niedospanych nocy i hello oprycha.
Mimo podłego nastroju i ogólnej słabości zdecydowałem jednak odbyć kolejny trening Max Capacity. Zwłaszcza, że ostatnio przeleciały mi przez palce 3 tygodnie przez kontuzję barku. Pech to pech.
Dzisiaj była kolej na dzień nr. 14. 4 ćwiczenia w formule Tabaty.
Diamond Push-ups, czyli pompki z dłońmi blisko siebie, robiłem na razie na zmianę z wersją łatwiejszą, tzw. kobiecą. Bałem się o bark. Wykonane około 6 - 10 powtórzeń.. słabo, ale muszę na razie uważać.
Wall Squat czyli przysiad przy ścianie, 20 sekund na luzie. Każde ćwiczenie x 8 z przerwami po 10 sekund.
Side Tri Rise ... unoszenie bokiem na jednej ręce leżąc, na triceps. Tu też się oszczędzałem, 8-10 powtórzeń w serii.
Mountain Climbers ... w końcu mogłem dać ognia. 40 do 60 powtórzeń na 20 sekund. Pamiętam, pierwszy raz gdy wykonywałem to ćwiczenie, ledwo powłóczyłem nogami. W 50 sekundach ledwie 20 razy, po jakimś czasie 60 na 50 sekund. A dzisiaj wynik rewelacyjny. Postępy w tym ćwiczeniu są błyskawiczne.
Całość 18 na 16 minut czyli znośnie. Dodałem także ćwiczenia na biceps. A to dlatego, że ostatnio natknąłem się na ciekawe opinie o pozytywnym działaniu intensywnych interwałów przed treningiem siłowym. Że niby HIIT podbija testosteron i ogólnie daje niezły HAJ, co sam odczuwałem już wcześniej. Czemu więc nie wykorzystać tego zjawiska.
Poszło nieźle. Oczywiście znowu oszczędzałem bark i użyłem jedynie hantli o ciężarze około 10kg. Nie ma co się śpieszyć. Na koniec wykonałem w bardzo dobrym stylu dzień 1szy z 6 ABS Weidera. Chyba mogę w końcu wejść na dzień drugi.
Liczenie kalorii z Myfitnesspal wreszcie ruszyło ten wredny zastój w odtłuszczaniu i z mojego planu zejścia ćwiczebnie o 2 kg w dwa tygodnie, zostało 1.3kg ( dzisiaj po 7 dniach ). Po ćwiczeniach dodaję odpowiednią ilość kalorii do bilansu, bo i tak jestem na deficycie, więc nie ma co się wpuszczać w kanał i pozwalać organizmowi myśleć, że występuje nadmierny brak pożywienia.
Ogólnie trening zajął mi dzisiaj trochę za dużo czasu, 1 godzina 30 minut. Ale to kolejny etap na drodze do sprawnego barku. W dużej mierze "zimno" nie pozwalało mi wejść na wyższe obroty, z doświadczenia wiem, że przemęczenie się w tym stanie, zwłaszcza wejście w zbyt wysokie tętno, bardzo łatwo może doprowadzić do pogorszenia się stanu zdrowia, np. pełne przeziębienie, kaszel i katar. Także... trzeba się pilnować.
Na tą chwilę jest jednak lepiej, na razie ogólne osłabienie nie dało o sobie znać, mimo, że na ustach nadal siedzi obcy. Wstając z łóżka pilnowałem, by znowu coś mi nie przeskoczyło. Wygląda, że trening nie był zbyt forsowny i nie dokucza mi ból w kontuzjowanym barku. Być może nie było to tak groźne na jakie wyglądało.. oby..
Muzyka podczas treningu
Jeden z kawałków, który mnie ratuje gdy kompletnie opadam z sił, a jednocześnie wiem, że muszę więcej i chcę więcej!
niedziela, 23 listopada 2014
Liczenie kalorii a trening
Czy jest sens liczyć kalorie?
Do tej pory stosowałem zmieniony bilans składników, stosunek białek do tłuszczy i węglowodanów. Zmieniony w stosunku do życia bez kontroli tych parametrów, parę miesięcy temu.
Po bliższym zainteresowaniu się składem posiłków, by osiągać lepsze efekty wizualne i zdrowotne, odnotowałem spore zmiany na plus w stanie organizmu i na minus w wadze. Od czerwca 2014 do października spadło około 4kg. Nie szedłem tu na jakieś rekordy, bo BMI było prawidłowe.
Nastepnie progres zanikł, waga stała w miejscu. Wprawdzie miałem teraz trzy tygodnie przerwy w ćwiczeniach, przez kontuzję barku, ale sądziłem, że trening wspomaga tylko dietę i ta jest w miarę optymalna. Chyba nie za bardzo, stąd kilka dni temu postanowiłem się przyjrzeć jeszcze bliżej temu co jem.
Z niechęcią zainstalowałem Myfitnesspal i od czterech dni zliczam kalorie (jakoś czułem, że to będzie mega nudne). Początkowo troche na opak, bo najpierw przygotowywałem posiłek (ważyłem) i potem liczyłem;). Większy sens ma najpierw ułożenie składników na posiłek w aplikacji, a potem jego wykonanie według własnej kompozycji. Tak daje się kontrolować ilość makroskładników. Jednak gdy człowiek się spieszy, pierwsza metoda jest jedynie rozsądna.
Szybkie wnioski? Jadłem jakby trochę za dużo, chyba zdawało mi się, że ćwiczę, a przecież była przerwa przez bark;). Dodatkowo liczenie kalorii i świadomość ile zostaje do końca dnia pozwala trochę łatwiej przesuwać zapotrzebowanie w sposób kontrolowany na inne pory. Bazowanie na odczuciach przy braku treningu nie na wiele by mi się zdało. Przy świadomości pozostałych kalorii, dodatkowo zanika chęć podjedzenia jakiegoś drobiazgu. Takie widzę na razie plusy.
Teraz czekam na wyniki, gol.. taki sobie, na próbę, 2 kg na 2 tygodnie, w dół. Przy ćwiczeniach interwałowych, do których powoli wracam, powinno dać się to wykonać i w końcu przełamać stagnację. Wprawdzie mój cel to masa, ale dolna partia brzucha nie powala:>.
Stąd kolejny trening interwałowy zaliczony (3 dni temu), niestety dzień 13 z programu Max Capacity był gehenną. W piątym tygodniu znów są ćwiczenia na skoczność (podobnie jak w dniu 12). Niby mam kolosalny progres do tej pory, ale teraz pracują inne mięśnie i inny to rodzaj wysiłku.
Trening zamiast 16 minut trwał około... 40 hehe... i wyglądał bardziej jak ostre cardio, a nie HIIT. Mało nie zemdlałem, a nogi i triceps tak się napompowały, że ledwo mogłem zginać. Zupełnie jak w treningu siłowym.
Ćwiczenia z tego dnia to: Jump Squats, Indian Lift, Alternating Splits i Dips.
Jump Squats 10 - 15
Indian Lift 11 - 13
Alternating Splits 11 - 17
Dips 10 - 12
Całość w stylu Tabaty. Wcześniej rozgrzewka, a przed i po treningu jak zawsze 1szy dzień z Weider 6 ABS. Bark trzymał się dzielnie, choć w czasie Indian Lift, a bardziej jeszcze w Dipsach (pompki tyłem) trochę się o niego bałem. Na tą chwilę jest ok.
Do tej pory stosowałem zmieniony bilans składników, stosunek białek do tłuszczy i węglowodanów. Zmieniony w stosunku do życia bez kontroli tych parametrów, parę miesięcy temu.
Po bliższym zainteresowaniu się składem posiłków, by osiągać lepsze efekty wizualne i zdrowotne, odnotowałem spore zmiany na plus w stanie organizmu i na minus w wadze. Od czerwca 2014 do października spadło około 4kg. Nie szedłem tu na jakieś rekordy, bo BMI było prawidłowe.
Nastepnie progres zanikł, waga stała w miejscu. Wprawdzie miałem teraz trzy tygodnie przerwy w ćwiczeniach, przez kontuzję barku, ale sądziłem, że trening wspomaga tylko dietę i ta jest w miarę optymalna. Chyba nie za bardzo, stąd kilka dni temu postanowiłem się przyjrzeć jeszcze bliżej temu co jem.
Z niechęcią zainstalowałem Myfitnesspal i od czterech dni zliczam kalorie (jakoś czułem, że to będzie mega nudne). Początkowo troche na opak, bo najpierw przygotowywałem posiłek (ważyłem) i potem liczyłem;). Większy sens ma najpierw ułożenie składników na posiłek w aplikacji, a potem jego wykonanie według własnej kompozycji. Tak daje się kontrolować ilość makroskładników. Jednak gdy człowiek się spieszy, pierwsza metoda jest jedynie rozsądna.
Tygodniowy bilans kalorii |
Szybkie wnioski? Jadłem jakby trochę za dużo, chyba zdawało mi się, że ćwiczę, a przecież była przerwa przez bark;). Dodatkowo liczenie kalorii i świadomość ile zostaje do końca dnia pozwala trochę łatwiej przesuwać zapotrzebowanie w sposób kontrolowany na inne pory. Bazowanie na odczuciach przy braku treningu nie na wiele by mi się zdało. Przy świadomości pozostałych kalorii, dodatkowo zanika chęć podjedzenia jakiegoś drobiazgu. Takie widzę na razie plusy.
Teraz czekam na wyniki, gol.. taki sobie, na próbę, 2 kg na 2 tygodnie, w dół. Przy ćwiczeniach interwałowych, do których powoli wracam, powinno dać się to wykonać i w końcu przełamać stagnację. Wprawdzie mój cel to masa, ale dolna partia brzucha nie powala:>.
Stąd kolejny trening interwałowy zaliczony (3 dni temu), niestety dzień 13 z programu Max Capacity był gehenną. W piątym tygodniu znów są ćwiczenia na skoczność (podobnie jak w dniu 12). Niby mam kolosalny progres do tej pory, ale teraz pracują inne mięśnie i inny to rodzaj wysiłku.
Trening zamiast 16 minut trwał około... 40 hehe... i wyglądał bardziej jak ostre cardio, a nie HIIT. Mało nie zemdlałem, a nogi i triceps tak się napompowały, że ledwo mogłem zginać. Zupełnie jak w treningu siłowym.
Ćwiczenia z tego dnia to: Jump Squats, Indian Lift, Alternating Splits i Dips.
Jump Squats 10 - 15
Indian Lift 11 - 13
Alternating Splits 11 - 17
Dips 10 - 12
Całość w stylu Tabaty. Wcześniej rozgrzewka, a przed i po treningu jak zawsze 1szy dzień z Weider 6 ABS. Bark trzymał się dzielnie, choć w czasie Indian Lift, a bardziej jeszcze w Dipsach (pompki tyłem) trochę się o niego bałem. Na tą chwilę jest ok.
wtorek, 18 listopada 2014
Interwały i brokuły
Trening interwałowy plus szejk brokułowy
Po trzech dniach przerwy, wczoraj wykonałem trening z dnia nr 6 Max Capacity (4 runda). Czyli wróciłem do kontynuacji rundy równoległej sprzed kontuzji barku. Akurat ćwiczenia zawarte w treningu nie wymagały wzmożonej pracy barku, więc dobrze się złożyło.
Wczesniej oczywiście rozgrzewka 10 minut + 5 minut na same barki.
Wszystko z lekkimi obawami, by bark nie strzelił;), ale obyło się. Wykonałem nawet kilka lekkich pompek. Coś tam nadal ciągnie, ale nie pośpieszam. Dzisiaj regeneracja po naprawdę intensywnych interwałach.
W zestawie były: Squat Touch Reach, Reverse Lunges, Drop Squats i Straight Plank - wszystko w formie Tabaty.
Głodny treningu pobiłem poprzednie rekordy. Pot się lał, a wibracje w mięśniach czułem jeszcze w nocy, a nawet nieco dziś.
Czas wykonania serii z dnia nr 6 Max Capacity Training skróciłem do 18 minut z wcześniejszych 23. Jednocześnie ilość powtórzeń podniosłem o 2 do 3 w pierwszych trzech ćwiczeniach. Także progres jest, jestem zadowolony. Dlatego wolę HIIT od cardio, szybsze postępy, lepsza adaptacja i wyzwanie, zamiast nudy.
Zakończyłem trening jak zawsze 1 dniem z Weider's 6 ABS, z wydolnością na 99%. Następnym razem powinienem to ćwiczenie wykonać albo na początku, albo w dniu bez HIIT ponieważ podchodzę do niego zawsze wyczerpany.
Mam nadzieję, że bark się leczy. Chciałbym w końcu wykonywać bez obawy pompki czy podciągnięcia :-/. Następnym razem przetestuję go na większej ilości pompek (np. z podwyższeniem tułowia) albo z jakimiś małymi hantlami.
Wcześniej zastanawiałem się czy wykonywać interwały (HIIT) codziennie. Owszem można, jednak interwały dają efekt jeszcze w około 2 kolejnych dniach. Tzw. afterburn efekt, czyli dalsze spalanie kalorii po fakcie + intensywna regeneracja.
Zakłócanie tego procesu kolejnymi treningami o naprawdę dużej intensywnośći może powodować stagnację w oczekiwanych rezultatach i niepełną regenerację. Sprawdziłem to na sobie i potwierdziłem ostatnio dzięki świeżym materiałom na temat HIIT. Stąd na drugi dzień po interwałach będzie albo trening siłowy albo zwykłe cardio. Na razie cardio z uwagi na odczuwaną jeszcze kontuzję barku.
Uruchomiłem w końcu blender i pasę się koktailami, czy też szejkami ,a może smoothie hmm..
Wczoraj powstały dwa brokułowe, jeden typowo zielony z selerem i paroma innymi dodatkami, a drugi jak na zdjęciu.
Trochę mnie złościły szejki zmieniające kolor na nieciekawy zgniły brąz. Cóż, czerwony z zielonym daje taki efekt. Mieszając szpinak z brokułem, dodając truskawki i wiśnie nie uzyskiwałem ani przyjemnie zielonego ani różowego napoju.
Kolor ma znaczenie, więc teraz albo idę w zielone albo dodaję plasterek surowego buraka. Burak przebija wszystkie paskudne kolory i ponownie jest ostry bord lub czerwień, czy też róż;). Poza tym jest super zdrowy 8-OOO
Po trzech dniach przerwy, wczoraj wykonałem trening z dnia nr 6 Max Capacity (4 runda). Czyli wróciłem do kontynuacji rundy równoległej sprzed kontuzji barku. Akurat ćwiczenia zawarte w treningu nie wymagały wzmożonej pracy barku, więc dobrze się złożyło.
Wczesniej oczywiście rozgrzewka 10 minut + 5 minut na same barki.
Wszystko z lekkimi obawami, by bark nie strzelił;), ale obyło się. Wykonałem nawet kilka lekkich pompek. Coś tam nadal ciągnie, ale nie pośpieszam. Dzisiaj regeneracja po naprawdę intensywnych interwałach.
W zestawie były: Squat Touch Reach, Reverse Lunges, Drop Squats i Straight Plank - wszystko w formie Tabaty.
Głodny treningu pobiłem poprzednie rekordy. Pot się lał, a wibracje w mięśniach czułem jeszcze w nocy, a nawet nieco dziś.
Czas wykonania serii z dnia nr 6 Max Capacity Training skróciłem do 18 minut z wcześniejszych 23. Jednocześnie ilość powtórzeń podniosłem o 2 do 3 w pierwszych trzech ćwiczeniach. Także progres jest, jestem zadowolony. Dlatego wolę HIIT od cardio, szybsze postępy, lepsza adaptacja i wyzwanie, zamiast nudy.
Zakończyłem trening jak zawsze 1 dniem z Weider's 6 ABS, z wydolnością na 99%. Następnym razem powinienem to ćwiczenie wykonać albo na początku, albo w dniu bez HIIT ponieważ podchodzę do niego zawsze wyczerpany.
Mam nadzieję, że bark się leczy. Chciałbym w końcu wykonywać bez obawy pompki czy podciągnięcia :-/. Następnym razem przetestuję go na większej ilości pompek (np. z podwyższeniem tułowia) albo z jakimiś małymi hantlami.
Wcześniej zastanawiałem się czy wykonywać interwały (HIIT) codziennie. Owszem można, jednak interwały dają efekt jeszcze w około 2 kolejnych dniach. Tzw. afterburn efekt, czyli dalsze spalanie kalorii po fakcie + intensywna regeneracja.
Zakłócanie tego procesu kolejnymi treningami o naprawdę dużej intensywnośći może powodować stagnację w oczekiwanych rezultatach i niepełną regenerację. Sprawdziłem to na sobie i potwierdziłem ostatnio dzięki świeżym materiałom na temat HIIT. Stąd na drugi dzień po interwałach będzie albo trening siłowy albo zwykłe cardio. Na razie cardio z uwagi na odczuwaną jeszcze kontuzję barku.
Uruchomiłem w końcu blender i pasę się koktailami, czy też szejkami ,a może smoothie hmm..
Wczoraj powstały dwa brokułowe, jeden typowo zielony z selerem i paroma innymi dodatkami, a drugi jak na zdjęciu.
Trochę mnie złościły szejki zmieniające kolor na nieciekawy zgniły brąz. Cóż, czerwony z zielonym daje taki efekt. Mieszając szpinak z brokułem, dodając truskawki i wiśnie nie uzyskiwałem ani przyjemnie zielonego ani różowego napoju.
Kolor ma znaczenie, więc teraz albo idę w zielone albo dodaję plasterek surowego buraka. Burak przebija wszystkie paskudne kolory i ponownie jest ostry bord lub czerwień, czy też róż;). Poza tym jest super zdrowy 8-OOO
piątek, 14 listopada 2014
Powrót do ćwiczeń
Powrót po dwóch tygodniach odpoczynku (z małą przerwą)
Mała przerwa to był 1 trening, tydzień temu, kiedy to sprawdzałem jak się ma mój bark. Jak się okazało potrzebowałem dodatkowego tygodnia. Dziś nadszedł długo wyczekiwany dzień. Rano jajecznica na boczku, po dwóch godzinach płatki owsiane z dodatkami, po dwóch godzinach trening. Coś jednak jedzenie niespecjalnie mi się dzisiaj wchłaniało i przeszkadzało podczas treningu, mimo odczekania dłużej niż zwykle.
Wykonałem przyzwoitą rozgrzewkę całego ciała i dodatkowo barków i brzucha. Odpaliłem jak zawsze jakieś motywujące wideo z YT i wybrałem 4 rodzaje ćwiczeń z Max Capacity, które nie angażują nadmiernie barków i pleców.
W skład weszły serie: Squat, Plank, Wall Squat i Mountain Climbers. Całość odbyła się w stylu Tabata, każde ćwiczenie 8 razy z 10 sekundowymi przerwami i następne. Zmieściłem się praktycznie w planie. Nie mogłem iść na całość, bo mimo wszystko w Mountain Climbers używa się rąk w podporze, a nie chciałem znowu bólu. Automatycznie zapewne kompensowałem bark innymi mięśniami i w pewnym momencie musiałem zrobić krótką przerwę. Zamiast 16 minut interwałów wyszło więc pewnie z 18. Nadrobiłem to w ostatniej serii Mountain Climberów wykonując je ponad minutę do wyczerpania.
Po 5 minutach przerwy wykonałem jeszcze 1 dzień z Weider 6 ABS (na 98%) i to tyle. Powolutku będę zbliżał się do swoich maksymalnych możliwości, bo nie mam ochoty znowu cierpieć;). Nadal nie wiem jak się bark zachowa w dłuższym okresie czasu i czy wizyta u lekarza będzie nieuchronna. Na razie wygląda to dużo lepiej niż kilka dni temu. Nie ma ciągłego bólu.
Jeśli chodzi o trening siłowy z obciążeniem hantlami... no niestety tu muszę zaczekać, wzmocnić plecy i barki przy pomocy wagi ciała i powoli wprowadzać malutkie obciążenia :(.
Magic Bullet Coffee albo Bulletproof Coffee
A tu taka ciekawostka, mieszanka kawy z olejem kokosowym (czasem mówi się masło kokosowe) oraz z normalnym masłem, prawdziwym i niesolonym. Trzeba użyć blendera aby płyn stanowił jedność, emulsję.
A dodaje się po łyżce stołowej jednego i drugiego składnika. Kawa najlepiej bez fusów, lub z ekspresu. Jakaś przyzwoita i nie rozpuszczalna. Można pewnie dodać cynamon, chilli czy coś w tym stylu. Oczywiście żadnego cukru, żadnych węgli.
A po co to? Taka kawa ma kilka ciekawych właściwości.
Na razie je badam. Zainteresowałem się tym napojem, ponieważ ma on pomagać np. przy odchudzaniu (lub usuwaniu niechcianej tkanki tłuszczowej) gdyż syci, tłuszcz staje się paliwem, a kofeina pobudza. Dodatkowo Bulletproof Coffee pita rano, na czczo, ma pomagać w osiągnięciu stanu ketozy czyli przełączania się na czerpanie energii z tłuszczy, a nie węglowodanów. Ketoza wymaga dodatkowo specjalnej diety niskowęglowodanowej więc to nie jest tak, że sobie chlapniemy rano kawkę z kokosem i już jest;).
Temat jest szeroki, specyficzny i z wieloma niewiadomymi, więc to tylko ciekawostka, niczego nie polecam, co najwyżej poszukanie informacji na temat ketozy w odchudzaniu.
Teraz czekam na jutrzejszą pobudkę i raport barku odnośnie jego stanu, oby nic nie strzeliło...
A tu o ketozie i diecie ketogenicznej
z całkiem ciekawego kanału
Mała przerwa to był 1 trening, tydzień temu, kiedy to sprawdzałem jak się ma mój bark. Jak się okazało potrzebowałem dodatkowego tygodnia. Dziś nadszedł długo wyczekiwany dzień. Rano jajecznica na boczku, po dwóch godzinach płatki owsiane z dodatkami, po dwóch godzinach trening. Coś jednak jedzenie niespecjalnie mi się dzisiaj wchłaniało i przeszkadzało podczas treningu, mimo odczekania dłużej niż zwykle.
Wykonałem przyzwoitą rozgrzewkę całego ciała i dodatkowo barków i brzucha. Odpaliłem jak zawsze jakieś motywujące wideo z YT i wybrałem 4 rodzaje ćwiczeń z Max Capacity, które nie angażują nadmiernie barków i pleców.
W skład weszły serie: Squat, Plank, Wall Squat i Mountain Climbers. Całość odbyła się w stylu Tabata, każde ćwiczenie 8 razy z 10 sekundowymi przerwami i następne. Zmieściłem się praktycznie w planie. Nie mogłem iść na całość, bo mimo wszystko w Mountain Climbers używa się rąk w podporze, a nie chciałem znowu bólu. Automatycznie zapewne kompensowałem bark innymi mięśniami i w pewnym momencie musiałem zrobić krótką przerwę. Zamiast 16 minut interwałów wyszło więc pewnie z 18. Nadrobiłem to w ostatniej serii Mountain Climberów wykonując je ponad minutę do wyczerpania.
Po 5 minutach przerwy wykonałem jeszcze 1 dzień z Weider 6 ABS (na 98%) i to tyle. Powolutku będę zbliżał się do swoich maksymalnych możliwości, bo nie mam ochoty znowu cierpieć;). Nadal nie wiem jak się bark zachowa w dłuższym okresie czasu i czy wizyta u lekarza będzie nieuchronna. Na razie wygląda to dużo lepiej niż kilka dni temu. Nie ma ciągłego bólu.
Jeśli chodzi o trening siłowy z obciążeniem hantlami... no niestety tu muszę zaczekać, wzmocnić plecy i barki przy pomocy wagi ciała i powoli wprowadzać malutkie obciążenia :(.
Magic Bullet Coffee albo Bulletproof Coffee
A tu taka ciekawostka, mieszanka kawy z olejem kokosowym (czasem mówi się masło kokosowe) oraz z normalnym masłem, prawdziwym i niesolonym. Trzeba użyć blendera aby płyn stanowił jedność, emulsję.
A dodaje się po łyżce stołowej jednego i drugiego składnika. Kawa najlepiej bez fusów, lub z ekspresu. Jakaś przyzwoita i nie rozpuszczalna. Można pewnie dodać cynamon, chilli czy coś w tym stylu. Oczywiście żadnego cukru, żadnych węgli.
A po co to? Taka kawa ma kilka ciekawych właściwości.
Kawa z masłem i olejem kokosowym !? 8-OOO |
Na razie je badam. Zainteresowałem się tym napojem, ponieważ ma on pomagać np. przy odchudzaniu (lub usuwaniu niechcianej tkanki tłuszczowej) gdyż syci, tłuszcz staje się paliwem, a kofeina pobudza. Dodatkowo Bulletproof Coffee pita rano, na czczo, ma pomagać w osiągnięciu stanu ketozy czyli przełączania się na czerpanie energii z tłuszczy, a nie węglowodanów. Ketoza wymaga dodatkowo specjalnej diety niskowęglowodanowej więc to nie jest tak, że sobie chlapniemy rano kawkę z kokosem i już jest;).
Temat jest szeroki, specyficzny i z wieloma niewiadomymi, więc to tylko ciekawostka, niczego nie polecam, co najwyżej poszukanie informacji na temat ketozy w odchudzaniu.
Teraz czekam na jutrzejszą pobudkę i raport barku odnośnie jego stanu, oby nic nie strzeliło...
A tu o ketozie i diecie ketogenicznej
z całkiem ciekawego kanału
środa, 12 listopada 2014
Tuńczyk z puszki z warzywami
Tuńczyk z puszki z warzywami, sałatka
Szybka przekąska! Od czasu do czasu trzeba coś w diecie zmienić, zjeść na szybko, brakuje mięcha w lodówce itd. Wtedy pozostaje puszka. Tuńczyk nie jest moją ulubioną rybką, więc trzeba go jakoś przybrać.
Poza tym posiłek powinien być zbilansowany pod kątem makroskładników. Stąd warzywa, olej, oliwa i awokado.
Do kompletu 1 wafel ryżowy i 2 kukurydziane czyli ok. 17g węglowodanów. Odrobina masła.
Oczywiście straszy się, że tuńczyk z puszki, przez nieznane pochodzenie oraz wiek, zawierać może więcej rtęci niż powinien. Stąd nie należy jeść go za często w tej formie. Przeważnie mam go na stole nie częściej niż raz, może dwa razy na tydzień, więc nie przejmuję się specjalnie tym faktem.
Niestety byłem zamyślony i nie sprawdziłem tym razem ile co ważyło, stąd nie znam kaloryczności ani gramatury przyrządzonego specyfiku. Samego białka około 35g, więc jak juz pisałem - przekąseczka!
Szybka przekąska! Od czasu do czasu trzeba coś w diecie zmienić, zjeść na szybko, brakuje mięcha w lodówce itd. Wtedy pozostaje puszka. Tuńczyk nie jest moją ulubioną rybką, więc trzeba go jakoś przybrać.
Poza tym posiłek powinien być zbilansowany pod kątem makroskładników. Stąd warzywa, olej, oliwa i awokado.
Do kompletu 1 wafel ryżowy i 2 kukurydziane czyli ok. 17g węglowodanów. Odrobina masła.
Oczywiście straszy się, że tuńczyk z puszki, przez nieznane pochodzenie oraz wiek, zawierać może więcej rtęci niż powinien. Stąd nie należy jeść go za często w tej formie. Przeważnie mam go na stole nie częściej niż raz, może dwa razy na tydzień, więc nie przejmuję się specjalnie tym faktem.
Niestety byłem zamyślony i nie sprawdziłem tym razem ile co ważyło, stąd nie znam kaloryczności ani gramatury przyrządzonego specyfiku. Samego białka około 35g, więc jak juz pisałem - przekąseczka!
Ból barku i szyi, co dalej?
Kontuzji barku lewego ciąg dalszy
Ponad tydzień temu spotkała mnie wątpliwa przyjemność i pojawił się ten przeklęty ból barku. Po tygodniu przerwy w ćwiczeniach lekko ustąpił, na tyle, że mogłem przeprowadzić trening nie angażujący specjalnie górnych partii mięśniowych. To była trudna decyzja by ćwiczyć, bo bark pracuje oczywiście nie tylko gdy pracują okoliczne mięśnie, ale i podczas stabilizacji, czy zmiany pozycji.
Na tyle jednak ustąpił, że trening przeprowadziłem. Na drugi dzień rano i do wieczora wszystko było ok, więc powiało optymizmem. Niestety wieczorem albo kolejnego dnia miałem do przeniesienia spore siaty z zakupami, trochę zapomniałem o barku i dnia trzeciego znów zaczęło boleć. Tym razem nieco inaczej, w innym miejscu i ból był bardziej długotrwały. Ogólnie to jakiś wędrujący ból. Chwilami smarowanie Voltarenem nie pomagało. Starałem się nie brać tabletek przeciwbólowych, aby kontrolować stan barku i nie dać się znowu uśpić, a potem wykonać nagły ruch, który znów nadwyrężyłby mięśnie, czy staw.
W środku dnia nastapiła eskalacja bólu. Wieczorem, zacząłem stosować więcej maści przeciwbólowych i rozgrzewająco chłodzących. Późnym wieczorem ból znacznie ustąpił. Nazajutrz, czyli dzisiaj, znowu nie czuję tak ostrego bólu jak wcześniej. Cały dzień jest nieźle. Jeszcze się nawet nie smarowałem, noc przespana całkiem przyzwoicie.
Przejrzałem jednak internet i potwierdziłem swoje przeczucie, że kontuzji okolic barku, może stawu, może ścięgien, jeszcze tego nie wiem, nie należy bagatelizować. Jak zwykle jednak jest tyle różnych powodów zależności, że sam tego nie ogarnę. Daję więc sobie jakiś tydzień na obserwację. Ostatnio mam sporo na głowie i myślę, że w tym czasie zorientuję się co i jak oraz wybiorę jakiegoś lekarza ortopedę. Chociażby po to, by wykluczyć pewne warianty o jakich mozna poczytać w wypowiedziach na forach, czy artykułach mówiących o kontuzji barków (link do jednego z dziesiątek jakie przewertowałem).
Będę się oszczędzał, ćwiczenia tylko na dolne partie mięsniowe jak nogi, czy brzuch. Te angażujące brzuch też trzeba będzie ostrożnie wykonywać. Poobserwuję trzymając się mojej niskowęglowodanowej diety (trochę jest w niej cykli węglowodanowych) oraz suplementów jak Arthro Guard (testuję ciekawy kompleks na regenerację stawów i ścięgien, m.in. glukozamina czy związki siarki lub chondroityna) czy GABA Trec (m.in. regeneracja mięśni i nasilenie produkcji hormonu wzrostu). GABA niby ma też działać pozytywnie na sen, ale w moim przypadku nic nie odczułem. Znacznie bardziej pomaga mi melatonina.
A co dalej... zobaczymy... jestem wściekły bo miałem na prawdę kolosalny progres ostatnio w wydolności :-/.
Ponad tydzień temu spotkała mnie wątpliwa przyjemność i pojawił się ten przeklęty ból barku. Po tygodniu przerwy w ćwiczeniach lekko ustąpił, na tyle, że mogłem przeprowadzić trening nie angażujący specjalnie górnych partii mięśniowych. To była trudna decyzja by ćwiczyć, bo bark pracuje oczywiście nie tylko gdy pracują okoliczne mięśnie, ale i podczas stabilizacji, czy zmiany pozycji.
Na tyle jednak ustąpił, że trening przeprowadziłem. Na drugi dzień rano i do wieczora wszystko było ok, więc powiało optymizmem. Niestety wieczorem albo kolejnego dnia miałem do przeniesienia spore siaty z zakupami, trochę zapomniałem o barku i dnia trzeciego znów zaczęło boleć. Tym razem nieco inaczej, w innym miejscu i ból był bardziej długotrwały. Ogólnie to jakiś wędrujący ból. Chwilami smarowanie Voltarenem nie pomagało. Starałem się nie brać tabletek przeciwbólowych, aby kontrolować stan barku i nie dać się znowu uśpić, a potem wykonać nagły ruch, który znów nadwyrężyłby mięśnie, czy staw.
W środku dnia nastapiła eskalacja bólu. Wieczorem, zacząłem stosować więcej maści przeciwbólowych i rozgrzewająco chłodzących. Późnym wieczorem ból znacznie ustąpił. Nazajutrz, czyli dzisiaj, znowu nie czuję tak ostrego bólu jak wcześniej. Cały dzień jest nieźle. Jeszcze się nawet nie smarowałem, noc przespana całkiem przyzwoicie.
Przejrzałem jednak internet i potwierdziłem swoje przeczucie, że kontuzji okolic barku, może stawu, może ścięgien, jeszcze tego nie wiem, nie należy bagatelizować. Jak zwykle jednak jest tyle różnych powodów zależności, że sam tego nie ogarnę. Daję więc sobie jakiś tydzień na obserwację. Ostatnio mam sporo na głowie i myślę, że w tym czasie zorientuję się co i jak oraz wybiorę jakiegoś lekarza ortopedę. Chociażby po to, by wykluczyć pewne warianty o jakich mozna poczytać w wypowiedziach na forach, czy artykułach mówiących o kontuzji barków (link do jednego z dziesiątek jakie przewertowałem).
Będę się oszczędzał, ćwiczenia tylko na dolne partie mięsniowe jak nogi, czy brzuch. Te angażujące brzuch też trzeba będzie ostrożnie wykonywać. Poobserwuję trzymając się mojej niskowęglowodanowej diety (trochę jest w niej cykli węglowodanowych) oraz suplementów jak Arthro Guard (testuję ciekawy kompleks na regenerację stawów i ścięgien, m.in. glukozamina czy związki siarki lub chondroityna) czy GABA Trec (m.in. regeneracja mięśni i nasilenie produkcji hormonu wzrostu). GABA niby ma też działać pozytywnie na sen, ale w moim przypadku nic nie odczułem. Znacznie bardziej pomaga mi melatonina.
A co dalej... zobaczymy... jestem wściekły bo miałem na prawdę kolosalny progres ostatnio w wydolności :-/.
piątek, 7 listopada 2014
Kontuzja barku tydzień później + HIIT z dnia 3
7 dni po kontuzji barku... a może pleców?
Gdy początkowe promieniowanie bólu zaczęło zanikać, po tygodniu skupiło się po środku między kręgosłupem i łopatką. Wcześniej przypisywałem to mojej standardowo odzywającej się od czasu do czasu przypadłości, którą wiązałem z mięśniem kapturowym lewego ramienia (kontuzje).
W planie jest wizyta u ortopedy, bo wartoby określić co tam w końcu się dzieje. Może w przyszłym tygodniu, bo zeszły był strasznie napakowany. W każdym razie, silny ból trwał trzy dni. Ciężko było się ruszać. Do dnia 7go stopniowo zanikał, jednak czułem jakąś obecność w okolicy łopatki i ramienia.
Wczoraj przez 10 minut robiłem różne delikatne krążenia, wzruszenia ramion, bez obciażenia lub z 1kg hantelkiem. Wykonałem może 1 pompkę, damską, by sprawdzić co słychać. Dziś mimo, że jeszcze co nieco dyskomfortu w strefie łopatki, przeprowadziłem pierwszy trening.
Wyszukałem taki bez pompek czy innych ruchów eksploatujących ramiona i plecy, padło na dzień 3 z planu interwałowego Max Capacity.
Są tam 3 ćwiczenia na nogi (przysiady, podskoki i wypady) oraz 1 na ręce + rdzeń, a po części całe ciało. Ostatnie ćwiczenie jest statyczne, więc pasowało idealnie.
Wcześniej wykonałem rozgrzewkę, poszerzoną o specjalne ćwiczenia na rozruszanie i rozciągnięcie/ uelastycznienie ramion i okolic. Sprawdziłem czy w jakimś zakresie ruchów nie pojawia się ból. Czasem odczułem szczątkowe ciągnięcia, jest taki układ ramienia i łopatki, że czuć jakby sedno kontuzji, ale nie znam się. Nie kombinuję i nie przesadzam. Do dzisiaj ewentualne bóle były mocniejsze, nareszcie nadszedł ten dzień.
Póki człowiek nie zacznie to ciężko się zmusić do jednego treningu, choćby banalnego. Kiedy trening wejdzie w nawyk ... to dopiero jest ból gdy trzeba przestać.
Interwały wykonałem w czasie krótszym niż zwykle (!) o conajmniej 6 minut, do tej pory bywało 24 i więcej, więc kolosalny postęp. Zwłaszcza, że to dzień treningu na nogi głównie, a te mnie mocno wyczerpują. Także 18 minut plus rekordy w każdym ćwiczeniu! Ha.. to miło. Tydzień odpoczynku nie spuścił ze mnie pary, no i głód ćwiczeń dał o sobie znać:)
Squat Touch Reach: 31 ~ 34
Reverse Lunges: 28 ~ 30
Drop Squats: 27 ~ 36
Straight Plank: 50
Łącznie samych przysiadów 260. Gdy zaczynałem z Max Capacity, w tym samym dniu planu miałem wykonane 189 sztuk, ale czas był na pewno dłuższy, minimum dwukrotnie.
Oczywiście cały czas pilnowałem lewego barku, nie pojawił się w żadnym momencie jakiś nagły ból czy niewydolność. Przerwałbym gdyby było inaczej, cały czas pewien dyskomfort jest w okolicy. Póki nie minie, nie będę raczej wykonywał ćwiczeń siłowych, angażujących mocno plecy czy ramiona:(. Zajdę jak wspomniałem do lekarza, a w międzyczasie będę wykonywał modyfikowane interwały i poszukam ćwiczeń rehabilitujących barki.
Na koniec, jak zawsze, dzień pierwszy z szóstki Weidera - tak po prostu, by sprawdzić jak się ma brzuch. Słabo było, bo na 90%, ale pewnie przez HIIT. W końcu to był rekord! :)
Teraz wczuwam się w ramię i bark, zaraz będę smarował nową maścią, którą "polecił mi" mistrz sportów siłowych Jan Łuka (przewiń do 2m52s):
Maść / żel nazywa się "Perskindol" Active Gel, chłodzi i grzeje w tym samy czasie, ciekawe uczucie. Po treningu szejk białkowo węglowodanowy i trochę ozdobników. Mineła około godzina, na razie nic nie boli, choć świadomość, że coś tam się wydarzyło nadal jest obecna.
Teraz najważniejszy jutrzejszy poranek i niewykonywanie nagłych ruchów w łóżku, przy przeciąganiu.
Gdy początkowe promieniowanie bólu zaczęło zanikać, po tygodniu skupiło się po środku między kręgosłupem i łopatką. Wcześniej przypisywałem to mojej standardowo odzywającej się od czasu do czasu przypadłości, którą wiązałem z mięśniem kapturowym lewego ramienia (kontuzje).
W planie jest wizyta u ortopedy, bo wartoby określić co tam w końcu się dzieje. Może w przyszłym tygodniu, bo zeszły był strasznie napakowany. W każdym razie, silny ból trwał trzy dni. Ciężko było się ruszać. Do dnia 7go stopniowo zanikał, jednak czułem jakąś obecność w okolicy łopatki i ramienia.
Wczoraj przez 10 minut robiłem różne delikatne krążenia, wzruszenia ramion, bez obciażenia lub z 1kg hantelkiem. Wykonałem może 1 pompkę, damską, by sprawdzić co słychać. Dziś mimo, że jeszcze co nieco dyskomfortu w strefie łopatki, przeprowadziłem pierwszy trening.
Wyszukałem taki bez pompek czy innych ruchów eksploatujących ramiona i plecy, padło na dzień 3 z planu interwałowego Max Capacity.
Są tam 3 ćwiczenia na nogi (przysiady, podskoki i wypady) oraz 1 na ręce + rdzeń, a po części całe ciało. Ostatnie ćwiczenie jest statyczne, więc pasowało idealnie.
Wcześniej wykonałem rozgrzewkę, poszerzoną o specjalne ćwiczenia na rozruszanie i rozciągnięcie/ uelastycznienie ramion i okolic. Sprawdziłem czy w jakimś zakresie ruchów nie pojawia się ból. Czasem odczułem szczątkowe ciągnięcia, jest taki układ ramienia i łopatki, że czuć jakby sedno kontuzji, ale nie znam się. Nie kombinuję i nie przesadzam. Do dzisiaj ewentualne bóle były mocniejsze, nareszcie nadszedł ten dzień.
Póki człowiek nie zacznie to ciężko się zmusić do jednego treningu, choćby banalnego. Kiedy trening wejdzie w nawyk ... to dopiero jest ból gdy trzeba przestać.
Interwały wykonałem w czasie krótszym niż zwykle (!) o conajmniej 6 minut, do tej pory bywało 24 i więcej, więc kolosalny postęp. Zwłaszcza, że to dzień treningu na nogi głównie, a te mnie mocno wyczerpują. Także 18 minut plus rekordy w każdym ćwiczeniu! Ha.. to miło. Tydzień odpoczynku nie spuścił ze mnie pary, no i głód ćwiczeń dał o sobie znać:)
Squat Touch Reach: 31 ~ 34
Reverse Lunges: 28 ~ 30
Drop Squats: 27 ~ 36
Straight Plank: 50
Łącznie samych przysiadów 260. Gdy zaczynałem z Max Capacity, w tym samym dniu planu miałem wykonane 189 sztuk, ale czas był na pewno dłuższy, minimum dwukrotnie.
Oczywiście cały czas pilnowałem lewego barku, nie pojawił się w żadnym momencie jakiś nagły ból czy niewydolność. Przerwałbym gdyby było inaczej, cały czas pewien dyskomfort jest w okolicy. Póki nie minie, nie będę raczej wykonywał ćwiczeń siłowych, angażujących mocno plecy czy ramiona:(. Zajdę jak wspomniałem do lekarza, a w międzyczasie będę wykonywał modyfikowane interwały i poszukam ćwiczeń rehabilitujących barki.
Na koniec, jak zawsze, dzień pierwszy z szóstki Weidera - tak po prostu, by sprawdzić jak się ma brzuch. Słabo było, bo na 90%, ale pewnie przez HIIT. W końcu to był rekord! :)
Teraz wczuwam się w ramię i bark, zaraz będę smarował nową maścią, którą "polecił mi" mistrz sportów siłowych Jan Łuka (przewiń do 2m52s):
Maść / żel nazywa się "Perskindol" Active Gel, chłodzi i grzeje w tym samy czasie, ciekawe uczucie. Po treningu szejk białkowo węglowodanowy i trochę ozdobników. Mineła około godzina, na razie nic nie boli, choć świadomość, że coś tam się wydarzyło nadal jest obecna.
Teraz najważniejszy jutrzejszy poranek i niewykonywanie nagłych ruchów w łóżku, przy przeciąganiu.
poniedziałek, 3 listopada 2014
Trening Całego Ciała czyli FBW i... zgrzyt
FBW czyli Full Body Workout
Po wykonaniu kilku serii treningów interwałowych z Max Capacity oraz typowo siłowych na wybrane partie mięśniowe, lubię podsumować całość Treningiem Całego Ciała.Wspomniałem o tym już przy okazji wpisu Max Capacity progres i dieta
Wykonany elegancko 3 dni temu w piątek. Obciążenie w hantlach podniosłem w górę o jakieś 20% i stwierdziłem, że to jest właśnie ten ciężar z jakim będę chciał potem wykonać ów trening w zalecanym tempie. Bo niestety zajęło mi to 2x dłużej. Nie 20 a ponad 40 minut :-/ No ale wykonane przyzwoicie, bez gadania i z dodatkowym ciężarem więc nie narzekam.
Tym razem skorzystałem z prostego planu Mike'a
Dalej w planie miałem kolejne partie z MAX Capacity oraz siłówki. Lewy bark nieco mnie bolał, jak zawsze (kontuzje), ale wcześniej była przyzwoita rozgrzewka i skończyłem bez ekscesów.
Potem sprawdziłem jak się mają podciągnięcia na drążku po poprzednim ataku. Zrobiłem ich może z 10, ale nie na raz, w podejściach, bo główny trening był dość ostry i nie chciałem nic uszkodzić.
Nie mogło być jednak tak różowo, okazuje się! W sobotę rano budze się, przeciągam... a tu je@%!.
Przeszył mnie "prąd" w okolicach lewego ramienia / łopatki, czyli standardowo czająca się kontuzyjka i kolejne 3 dni wyleciały z planu treningowego. Co za f... pech.
Dziwne miejsce na złapanie kontuzji, łóżko heheh... Ale tak to bywa, nie raz słyszałem o takich dziwnych przypadkach, gdzie to nie w momencie wysiłku, a jakiś czas po nim następuje "strzał" i kaplica, zrywa się mięsień czy ścięgno... paskudna sprawa.
W każdym razie jest 3ci dzień po. Voltaren, Capsiderm i Naproxen + APAP. Dwa pierwsze.. to były naprawdę bolesne chwile. Dziś już odrobinę lepiej i mam nadzieję, że to był jedynie jakiś przeskok mięśnia czy czegoś.. nie znam się. Oby nic się nie zerwało, teraz będę obserwował i muszę odstawić na chwilę niektóre ćwiczenia... a już taki ładny był progres i plan. KARMA pieprzona;)!
W tym czasie pocieszał się będę dietą, a z ćwiczeń może coś na nogi, jednak jeszcze nie dziś.
Indyk pocieszyciel |
Subskrybuj:
Posty (Atom)